1. Liryki – Stanisław Srokowski
Pierwsza recenzja musiała być o poezji. Ta dziedzina literatury jest ze mną od początku, wieczna i nierozłączna, pomimo iż ja sama ostatnio haniebnie ją zaniedbałam, rzucając swoje dłonie i słowa ku prozie. Cóż, zacznijmy jednak od początku.
Właśnie przeczytałam tomik poezji Stanisława
Srokowskiego. Wygrałam go w jednym z konkursów poetyckich. A chwilę po miłych
słowach owego poety i całej uroczystości we wrocławskiej klitce, wypełnionej
pustymi butelkami i książkami, podeszłam do autora i spytałam, czy mi podpisze
z dedykacją dla Grupy Lirycznej. *ach, ten klimacik, prawda?*
Wtedy przeczytałam wybrane liryki, podczas powrotu do
domu, a książkę odłożyłam na półkę.
Dziś po raz kolejny po nią sięgnęłam. Zaciekawiła mnie po
prostu.
Otrzymałam wydanie dwujęzykowe – polski i esperanto,
dzięki czemu troszkę zaczęłam czytać o tym języku. Ciekawe, ciekawe. Jasnoniebieska okładka, biały napis, czy
trzeba czegoś więcej poezji?
Tomik jest podzielony na trzy części, których tytuły
idealnie wręcz obrazują swoją zawartość. Pierwszy ma tytuł Erotyki i Muzy. Drugi Pejzaże
i Mgnienia, a trzeci – Chronica
Polonorum .
Erotyki były zadziwiające. Opisy kobiecego ciała, na
które sama najpewniej bym nie wpadła. Wielki wir metafor i wielka czułość, jaka
kryła się w słowach dookoła imienia kobiety. Dookoła Marii. Było tutaj dużo
miłości, ale nie tej czystej i nieskalanej jakimś złem, a właśnie pełnej fatum i nagiej prawdy, która
przytłaczała. Potem ta miłość osobista
wyewoluowała na miłość ogólnoludzką. Piękny był zwłaszcza wiersz Apokalipsa ciała, z licznymi odwołaniami
do przyrody. Wyczytałam z pierwszych wersów, że z miłości rodzi się dziecko,
tudzież przeżywa się wspaniałe chwile razem, a jednak śmierć czyha i czyhać
niestety będzie na każdego człowieka.
W tej części poeta skupia się na uczuciach i emocjach
człowieka. Naprowadza nas trochę na swoje ścieżki, czyniąc tomik
autobiograficzną podróżą. Niektóre liryki oddają to bardziej, inne mniej. Na
tyle, na ile im pozwolił. W Erotykach
dominowała namiętność z kroplą niepokoju, może szaleństwa.
Pejzaże i Mgnienia zaczęły
zmieniać moje nastawienie do przyrody, której nie lubiłam nigdy sama opisywać. Tutaj
natknęłam się na opisy krajobrazów, ale i na opisy ludzkiej osoby za pomocą
natury. Na kartkach było zielono. Po lekturze całości tego rozdziału doszłam do
wniosku, że świat Srokowskiego musi śpiewać, poruszać się i po prostu oddychać.
Jego metafory są
zdecydowane na uosobienia, nierzadko zaobserwowałam w jego poezji oksymoron,
mój ulubiony środek stylistyczny. Łamie on niektóre prawa życia, ale o to
chodzi w poezji. *przynajmniej mi, reszta współczesnych twórców mało mnie
ostatnio obchodzi*
Ale czy taki stan dzieł lirycznych nie wynika z
samotności?
Poezja tragicznej
wizji ludzkiej historii – tak pisali na okładce.
Również te utwory powodują, że człowiek przypomina sobie
smutne rzeczy ze swojego życia i tak nad nimi myśli, gdy czyta pojedyncze
strofy, ale dla mnie jest to smutek konieczny. Połączony z życiem. To łączenie
jest nad wyraz finezyjne. Łączy radość chwili i przerażenie momentu.
Ostatni rozdzialik, po
przetłumaczeniu, jest zatytułowany Kronika
Polska. Tutaj wiersze są inne, wszystko jest inne. Najbrutalniejsza z
rzeczywistości. Liryka wypuszczona z ram kropek i przecinków, by przynajmniej
ona wolną była…
I
pełno w niej smutku, łez, kilka kropli nadziei. Trochę słów o poetach, w czym
przypomina mi postać Różewicza. Nie mam pojęcia, czy właśnie na nim się
wzorował, czy tylko poetycka brać działała podświadomie. W końcu czy nie taki
jest skutek życia w drakońskich latach ?
Jak
wspomniałam utwory są już mniej ułożone, ich forma jest różna, pozbawione w
większości (początkowe się ostały) interpunkcji. Te liryki najszybciej
ewoluują. Zmieniają się, twardnieją, by w końcu nie dać się nikomu ruszyć.
Doprowadzają
na rozdroże. Bo co dalej?
Poezja Srokowskiego jest dynamiczna.
Pokorna w młodości, zahartowana u schyłków. Niesamowicie plastyczna w formie graficznej.
Idealna do dystychów, jak i do niekończących się zwrotek. Najpiękniejsze dla
mnie są dopieszczone metafory. Ta poezja
to autopsja z teorii.
Minusem
jest fakt niedokończonych, otwartych wierszy. Takich, które się ciągną, a ja
nie mogę sobie z nimi poradzić. Brakowało w nich zakończenia, które je usadzi,
zakotwiczy. Niektórym także nie pasował dany układ na papierze. Niekiedy
powinny pojawić się strofy, aby urwać dany temat, bo patos i morał miał dopiero
nadejść. Jednakże są to mankamenty, które nie potrafią wpłynąć na całokształt
tomiku. Na odczucie, jakie pozostaje.
Wiersze
polecam tym, którzy nie lubią stałości w poezji. Nie wyznają, że poezja miłosna
jest płytka i banalna. Nie boją się smutku, bo jego jest tu dużo. Ale w końcu te
chwile i metafory wygrywają.
Muszą.
Wydawnictwo: Światowit
Rok wydania: 2009
Il. stron: 120
Oceny brak, bo poezja jest szeroko pojętą sztuką, która dla mnie nigdy nie będzie oceniana.
Tu działa wyczucie.
***
No. Pierwsze koty za płoty, prawda?
Jeżeli chodzi o Grupę Liryczną - stare czasy, gdy młodzieży chwile wiersze pisać się chciało.
Potem już nie. Bywa.
Wygląda to ciekawie. Jest w twardej czy miękkiej oprawie?
OdpowiedzUsuńmiękka okładka, bodajże klejona.
Usuńz poezją trzeba delikatnie :3
O tak! Poezji się nie ocenia w skali od 1 do 10... Poezję każdy ocenia według siebie na swój sposób - to jest właśnie ta magia. :)
OdpowiedzUsuń